top of page
Zdjęcie autoraLaura Nowogrodzka

Skandal! Soplicowie chcą przejąć majątek Horeszków.

Gerwazy Rębajło, wieloletni opiekun majątku Horeszków przypomina historię rodziny.


Nieboszczyk pan mój, Stolnik, pierwszy pan w powiecie,

Bogacz i familiant, miał jedyne dziecię,

Córkę piękną jak anioł; więc się zalecało

Stolnikównie i szlachty, i paniąt niemało.

Między szlachtą był jeden wielki paliwoda,

Kłótnik, Jacek Soplica, zwany Wojewoda

Przez żart; w istocie wiele znaczył w województwie,

Bo rodzinę Sopliców miał jakby w dowództwie,

I trzystu ich kreskami rządził wedle woli,

Choć sam nic nie posiadał prócz kawałka roli,

Szabli i wielkich wąsów od ucha do ucha.


Podczas opowieści przypomina jedno z wydarzeń z udziałem córki Stolnika.


Owoż pan Stolnik nieraz wzywał tego zucha,

I ugaszczał w pałacu, zwłaszcza w czas sejmików,

Popularny dla jego krewnych i stronników.

Wąsal tak wzbił się w dumę łaskawym przyjęciem,

Że mu się uroiło zostać pańskim zięciem.

Do zamku nieproszony coraz częściej jeździł,

W końcu u nas jak w swoim domu się zagnieździł.

I już miał się oświadczać: lecz pomiarkowano,

I czarną mu polewkę do stołu podano.

Podobno Stolnikównie wpadł Soplica w oko,

Ale przed rodzicami taiła głęboko.


Nie obyło się bez wątku historycznego. Również ten był ważną częścia opowieści Gerwazego.


Było to za Kościuszki czasów; pan popierał

Prawo trzeciego maja i już szlachtę zbierał,

Aby konfederatom ciągnąć ku pomocy,

Gdy nagle Moskwa zamek opasała w nocy.

Ledwie był czas z moździerza na trwogę wypalić,

Podwoje dolne zamknąć i ryglem zawalić.

W zamku całym był tylko: pan Stolnik, ja, pani,

Kuchmistrz i dwóch kuchcików, wszyscy trzej pijani,

Proboszcz, lokaj, hajducy czterej, ludzie śmiali.

Więc za strzelby, do okien. Aż tu tłum Moskali,

Krzycząc: »Ura!«, od bramy wali po tarasie;

My im ze strzelb dziesięciu palnęli »A zasie«.

Nic tam nie było widać; słudzy bez ustanku

Strzelali z dolnych pięter, a ja i pan z ganku.


By obronić się przed Moskalami, wszyscy brali udział w walce.


Wszystko szło pięknym ładem, choć w tak wielkiej trwodze:

Dwadzieścia strzelb leżało tu na tej podłodze;

Wystrzeliliśmy jedną, podawano drugą.

Ksiądz proboszcz zatrudniał się czynnie tą usługą,

I pani, i panienka, i nadworne panny:

Trzech było strzelców, a szedł ogień nieustanny.

Grad kul sypały z dołu moskiewskie piechury;

My z rzadka, ale celniej dogrzewali z góry.

Trzy razy aż pode drzwi to chłopstwo się wparło,

Ale za każdym razem trzech nogi zadarło,

Więc uciekli pod lamus; a już był poranek.


Po odparciu ataku Stolnik zarządził odwet.


Pan Stolnik wesół wyszedł ze strzelbą na ganek,

I skoro spod lamusa Moskal łeb wychylił,

On dawał zaraz ognia, a nigdy nie mylił;

Za każdym razem czarny kaszkiet w trawę padał

I już się rzadko który zza ściany wykradał.

Stolnik, widząc strwożone swe nieprzyjaciele,

Myślił zrobić wycieczkę, porwał karabelę

I z ganku krzycząc sługom wydawał rozkazy;

Obróciwszy się do mnie, rzekł: »Za mną Gerwazy!«


Niestety akcja nie skończyła się sukcesem. Stolnik został ranny.


Wtem strzelono spod bramy… Stolnik się zająknął,

Zaczerwienił się, zbladnął, chciał mówić, krwią chrząknął:

Postrzegłem wtenczas kulę, wpadła w piersi same.

Pan słaniając się, palcem ukazał na bramę:


Nieoczekiwanie Gerwazy rozpoznał osobę, która strzeliła do Stolnika.


Poznałem tego łotra Soplicę! poznałem!

Po wzroście i po wąsach! Jego to postrzałem

Zginął Stolnik, widziałem! Łotr jeszcze do góry

Wzniesioną trzymał strzelbę, jeszcze dym szedł z rury!

Wziąłem go na cel; zbójca stał jak skamieniały!

Dwa razy dałem ognia, i oba wystrzały

Chybiły: czym ze złości, czy z żalu źle mierzył…

Usłyszałem wrzask kobiet, spojrzałem — pan nie żył».


Tu Gerwazy umilknął i łzami się zalał,

Potem rzekł kończąc: «Moskal już wrota wywalał:

Bo po śmierci Stolnika stałem bezprzytomnie,

I nie widziałem, co się działo wokoło mnie.

Szczęściem, na odsiecz przyszedł nam Parafianowicz,

Przywiódłszy Mickiewiczów dwiestu z Horbatowicz,

Którzy są szlachta liczna i dzielna, człek w człeka,

A nienawidzą rodu Sopliców od wieka.


Tak zginął pan potężny, pobożny i prawy,

Który miał w domu krzesła, wstęgi i buławy,

Ojciec włościan, brat szlachty; i nie miał po sobie

Syna, który by zemstę poprzysiągł na grobie!

Ale miał sługi wierne.


Gerwazy przyznaje, że poprzysiągł zemstę na Soplicach.



Ja w krew jego rany

Obmoczyłem mój rapier Scyzorykiem zwany

(Zapewne pan o moim słyszał Scyzoryku,

Sławnym na każdym sejmie, targu i sejmiku).

Przysiągłem wyszczerbić go na Sopliców karkach,

Ścigałem ich na sejmach, zajazdach, jarmarkach.

Dwóch zarąbałem w kłótni, dwóch na pojedynku;

Jednego podpaliłem w drewnianym budynku,

Kiedyśmy zajeżdżali z Rymszą Korelicze:



Upiekł się tam jak piskorz; a tych nie policzę,

Którym uszy obciąłem. Jeden tylko został,

Który dotąd ode mnie pamiątki nie dostał:

Rodzoniutki braciszek owego wąsala!


Na końcu zwrócił się do Hrabiego Horeszki:



Żyje dotąd i z swoich bogactw się przechwala,

Zamku Horeszków tyka swych kopców krawędzią,

Szanowany w powiecie, ma urząd, jest Sędzią!

I pan mu zamek oddasz? Niecne jego nogi

Mają krew pana mego zetrzeć z tej podłogi?

O nie! Póki Gerwazy ma choć za grosz duszy,

I tyle sił, że jednym małym palcem ruszy

Scyzoryk swój wiszący dotychczas na ścianie,

Póty Soplica tego zamku nie dostanie!»





Commentaires


Jak napisać artykuł na bloga?

Jeżeli chcesz zaangażować się w powstawanie bloga i zaciekawiły Cię historie z serii "Głos Soplicowa" redakcja ma dla Ciebie dwie propozycje:

bottom of page